Tagi
Anders Breivik, Doda, Dorota Masłowska, Gracjan Roztocki, Jocelyn Wildenstein, Justin Bieber, Kim Kardashian, Krzysztof Ibisz, Michał Wiśniewski, Miley Cyrus, Natalia Siwiec, Natasza Urbańska, Nickelback, Paulo Coelho, Saga "Zmierzch"
Nieważne co piszą, byleby nie przekręcili nazwiska – już od starożytności owa sentencja stanowi credo życiowe dla jednostek, które pomimo braku talentu, chcą szybko i bez wyrzeczeń zdobyć rozgłos. W tym miejscu warto wspomnieć Herostratesa – greckiego szewca ogarniętego obsesją zyskania wiecznej sławy. Aby osiągnąć swój cel spalił Artemizjon, jeden z siedmiu cudów świata. Szalony rzemieślnik został skazany na śmierć, a jego nazwisko miało zostać wymazane z wszelkich dokumentów – jak wiadomo tak się nie stało. Współczesnym „Herostratesom” jest o wiele łatwiej – zamiast palić obiekty wystarczy im dokonać czynu, od którego szanujący się obywatel spaliłby się ze wstydu – roznegliżować w miejscu publicznym, wdać w bójkę ze stróżami prawa itp., a media zamiast zamiast spuścić zasłonę milczenia, zapewnią rozgłos godny wybitnym twórcom. W poniższym zestawieniu znalazło się grono krajowych i zagranicznych celebrytów, którzy ku uciesze tłumów (i zażenowaniu redaktorów Elafrii) brylują w środkach masowego przekazu.
Justin Bieber
Tego chłopca nikomu chyba przedstawiać nie trzeba. Nie tylko jest bardzo znany; jego albumy sprzedają się fantastycznie, pojedyncze utwory zaś mają tyle wyświetleń na youtube, że biją wszelkie rekordy. Bieber należy też do najbardziej znienawidzonych osób show-biznesu. Swego czasu nakręcono nawet filmik, jak muzyk zostaje rozstrzelany. Trudno policzyć ile razy oberwał. A jak już o obrywaniu mowa, również w prawdziwym życiu Justin lekko nie ma. W lipcu 2014 roku doszło między nim, a aktorem Orlando Bloomem do spięcia. Doszło do bójki w restauracji, po której wokalista opuścił lokal, a Bloom otrzymał gromkie brawa. Dodajmy jeszcze alkohol, narkotyki, problemy z prawem i kolejne bójki… Cóż, chyba w tym miejscu należałoby przytoczyć słowa Sharon Osbourne (żony słynnego Ozziego) dotyczące Biebera: „Jest taki mały dzieciak, który ma wielkie marzenia. Jest śliczniutki, dziewczyny go kochają, a on chce być tym niegrzecznym łobuzem. Z tym że jest tak niegrzeczny, jak malutki kotek, choć bardzo się stara.”
Nickelback
Zespół rockowy, który mimo ogromnej popularności jest wyśmiewany przez internautów i dziennikarzy. Świat o Nickelback usłyszał za sprawą takich utworów jak „How You Remind Me” czy „Hero”. Później było już tylko gorzej, ale nie ze względu na tworzenie przez kanadyjską grupę słabszych utworów, a podobnych do wcześniej wymienionych. Wtórność, brak oryginalności, toporne teksty – takie zarzuty stosowane są w odniesieniu do Nickelback. Jeśli dochodzi do tego brak dystansu do siebie i swojej pracy muzyków zespołu – nic dziwnego, że Nickelback szacunkiem się nie cieszy.
Michał Wiśniewski
Wspomniany w kontekście Justina Biebera Ozzy Osbourne stanowił wzór do naśladowania dla pierwszego w tym zestawieniu polskiego celebryty. Niestety, nie chodziło bynajmniej o inspirowanie się twórczością wokalisty „Black Sabbath”, lecz jego sposobem kreowania medialnego szumu. Michał Wiśniewski został w 2003r. bohaterem reality show. Na jego potrzeby lider zespołu „Ich Troje” przeprowadził się do naszpikowanej kamerami i mikrofonami willi, aby przez kilka miesięcy widzowie mogli obserwować życie prywatne Michała, jego żony Marty (będącej wówczas w ciąży z córką Fabienne) i syna Xaviera. Wiśniewski oprócz zamiłowania do promocji własnej osoby i nadawania swym dzieciom imion niegrzeszących pospolitością znany jest również z burzy czerwonych włosów, oryginalnego ubioru, ciętego języka („Raz wziąłem tabletkę LSD i ożeniłem się z Magdą Femme. No k***a. Nie mogę. To mi nie służy. Pięć lat mnie ten tabletek kosztował.”) oraz… chęci poszanowania własnej prywatności! Kilka miesięcy temu gwiazdor skarżył się na psychofankę, która zasypywała go listami miłosnymi, i chciała wedrzeć się do jego domu. Przypadek Michała Wiśniewskiego powinien stanowić przestrogę dla ludzi marzących o sławie. Cytując klasyka: „Uważaj, czego sobie życzysz – bo może się spełnić!”
Paulo Coelho
Brazylijski pisarz i poeta, w przeciwieństwie do wyżej wymienionych przedstawicieli showbiznesu, nie zasługuje na miano skandalisty. Wręcz przeciwnie, media zamiast pisać o życiu prywatnym Paulo Coelho, skupiają się na jego twórczości. Na dorobek autora „Alchemika” nie składają się jednak skandalizujące powieści pokroju „50 twarzy Greya”, lecz utwory z dziedziny, wydawałoby się najmniej atrakcyjnej dla
tabloidów – filozofii. Niestety są ludzie, którym cegła w drewnianym kościele spadnie na głowę, nie inaczej było w przypadku Coelho, który stał się niezwykłą osobą dzięki… zwykłym i banalnym ideom. Krytycy twórczości Brazylijczyka zarzucają mu brak oryginalności, stosowanie zapożyczeń z dzieł innych twórców, a także formułowanie opakowanych w
pseudo-metafizyczną otoczkę miałkich idei jak np. „W życiu bowiem istnieją rzeczy, o które warto walczyć do samego końca”. Wracając do wątku kościelnego, warto wspomnieć że do grona krytyków Coelho należą również katoliccy duchowni, którzy mistycyzm zawarty w jego dziełach traktują jako herezję. Cóż, ciężki jest życie filozofa, łatwo można go wdeptać w ziemie. Zwłaszcza jeśli zwrócą się przeciw niemu wysoka kultura i siła wyższa. Paulo Coelho nie powinien się jednak martwić. Cytując słowa zawarte w mądrości (?) ludowej: „Będzie dobrze – jak nie będzie źle”.
Saga „Zmierzch”
Pozostając w temacie literatury, nie można zapomnieć o cyklu „Zmierzch” autorstwa Stephanie Meyer. Kilka lat temu osiągał on rekordy sprzedaży. Szczególnie dużym powodzeniem cieszył się (i nadal cieszy się) wśród nastolatek. Bardziej wymagających miłośników zarówno literatury, jak i filmu, „Zmierzch” raczej nie zaciekawiłby, ale kiedy coś staje się niezwykle popularne, często sprawdzamy – dlaczego.
Kiedy zaczynałem swoją przygodę z żurnalistyką napisałem artykuł „Dlaczego nie lubię wampirów XXI wieku?”. Ciekawy temat i niemal 17 tysięcy wyświetleń – to zapewne jedyne zalety tegoż tekstu, ale to już inna historia. Wciąż jednak zgadzam się z tym, co myślałem przed laty o największych wadach „Zmierzchu”, a są to: wyidealizowani bohaterowie oraz doszczętnie zdeformowany wizerunek wampira.
Nim jednak pójdziemy dalej, pozwolimy sobie zacytować Stephena Kinga, który niegdyś powiedział: „Harry Potter jest o przezwyciężaniu strachu, znajdowaniu wewnętrznej siły i robienia tego, co jest słuszne w walce z przeciwnościami. Zmierzch jest o tym, jak ważne jest to, by mieć chłopaka.” Nic dodać, nic ująć.
Krzysztof Ibisz
Wampiry nie starzeją się z wiekiem. Krzysztof Ibisz zawstydził wampiry, nie dość, że się nie starzeje, to jeszcze z wiekiem młodnieje. Tak przynajmniej twierdzą niektórzy dziennikarze, zwracający uwagę na zmiany w jego wyglądzie zewnętrznym: podniesione powieki, wygładzone zmarszczki, oraz gładką skórę. Sam „polski Benjamin Button” zarzeka się, że na jego wygląd mają wpływ zdrowy styl życia i aktywność fizyczna, odrzuca również zarzuty o to, iż przesadnie dba o swoją urodę i sylwetkę – szczegóły dotyczące swojej „nowej młodości” zawarł w gorąco komentowanej przez bulwarowe media książce „Jak dobrze wyglądać po 40-ce”. Celebryta dbający o sylwetkę powinien zażywać dużo wody, najlepiej sodowej. Umieszczona w żołądku gasi pragnienie, a w głowie nie gasi zainteresowania mediów.
Gracjan Roztocki
„Mój ty Internecie, jesteś mi wszystkim i bardzo kocham ciebie” – tak śpiewał w jednym ze swoich utworów Gracjan Roztocki. Niestety, owa miłość nie spotkała się z wzajemnością. Cukiernik z Krakowa, znany właśnie dzięki tworzeniu dość osobliwych piosenek („Siku siku”, „Moje czerwone stringi”) oraz roznegliżowanych zdjęć własnej osoby, przez wielu użytkowników Sieci nie został potraktowany jako wisienka na Internetowym torcie, lecz zakalec. Internauci, zdaniem Gracjana obrażali go i wyśmiewali. Dlatego postanowił zakończyć karierę i twórczość ograniczyć tylko do grona przyjaciół. Nadzieją dla Roztockiego może okazać się Iran, który chce stworzyć własny Internet – z pomocą Allaha stanie się jeszcze bardziej „praktyczny i światowy” niż pierwowzór!
Natasza Urbańska
Aktorka filmowa, telewizyjna i teatralno-musicalowa, związana z teatrem studio Buffo, którego dyrektorem artystycznym jest jej mąż Janusz Józefowicz. Natasza Urbańska jest ponadto współwłaścicielką domu mody. Jak przystało na prawdziwą celebrytkę, pielęgnuje modne wśród ulubieńców prasy bulwarowej zwyczaje: występy w telewizyjnych show, afiszowanie się swym życiem prywatnym, obecność na rozmaitych imprezach i bankietach. Nic nadzwyczajnego – do czasu. Aktorka znana z „Fali zbrodni” dokonała istnego mordu na zmysłach opinii publicznej rolą w powstałym trzy lata temu filmie „1920. Bitwa Warszawska”. Za występ w tej produkcji otrzymała trzy Złote Węże (polskie odpowiedniki Złotych Malin): Najgorsza Aktorka, Najgorszy Duet i Żenująca Scena. Z powodu Nataszy ucierpiał nie tylko wzrok, ale i słuch. Jej, z braku lepszego słowa napiszemy utwór „Rolowanie” spotkał się ze zmasowaną krytyką za potrójnie żenujący poziom: teledysku, muzyki oraz tekstu. Urbańska chciała by wziąć ją na „dancefloor”, w zamian oferowała „hardcore”. Niestety, okazało się, że internauci czują do niej „zero temptation”, jak do każdego, kto myśli, że jest cool, a zwyczajne robi siarę.
Natalia Siwiec
Kobieta, która dzięki przypadkowemu (?) zdjęciu zrobionemu podczas meczu Polska – Rosja na ostatnich Mistrzostwach Europy w piłce nożnej, została okrzyknięta „Miss Euro 2012”. Jak na typową Miss przystało, stała się swoistym ambasadorem Polski (a przy okazji swojej osoby) na międzynarodowej arenie. Pomógł jej Radosław Sikorski, ówczesny minister spraw zagranicznych, publikując jedno z jej zdjęć na Twitterze. Sam polityk miał później problemy w związku z bezprawnym upublicznianiem fotografii. Natalia chociaż w pewnym sensie jest podobna do Sikorskiego – oboje lubią robić szum wokół własnej osoby, nie ma takich problemów jak on. Wręcz przeciwnie, udostępnianie zdjęcia z Euro 2012 wpłynęło na rozwój jej kariery: podpisywała kontrakty reklamowe, brała udział w sesjach zdjęciowych, również takich, podczas których nie towarzyszyła jej ani biało-czerwona flaga, ani żadna inna tkanina. Dzięki nagim zdjęciom Siwiec zrobiła spektakularną karierę w Polsce, lecz kraj nad Wisłą okazał się zbyt małym rynkiem dla Miss Euro – postanowiła udać się do USA. Tam motywem przewodnim zdjęć zamiast całego ciała, miała być tylko jego niewielka, lecz istotna część – usta. Na jednym z nich Natalia prezentuje lekko rozchylone, pełne wargi, które nadają erotyczny wydźwięk. Modelka z pewnością znajdzie się teraz na językach wielu osób – w przenośni, a może nawet dosłownie.
Doda (Dorota Rabczewska)
„Choć popularność Dody jakby przygasła, to w rankingach na najbardziej znienawidzoną nadal trzyma się mocno” – pisał niegdyś o niej słynny Pomponik.pl. Faktycznie, zdaje się jakby ostatnio trochę mniej naszej seksownej „queen” było, a przecież Dorota Rabczewska stara się, żeby mówiono o niej. Tu jakiś skandal, tam jakaś kontrowersja, a media podchwycą i Polacy nie zapomną, że nasza „królowa” wciąż żyje (i to pełnią życia!). Ileż romansów już miała, ile fatalnych piosenek nagrała – trudno zliczyć. Pomyśleć jednak, że potencjał w tej kobiecie był niemały. Jako wokalistka zespołu Virgin wcale tragiczna nie była.
Mister D (Dorota Masłowska)
Pisarka i piosenkarka. Najpierw była nie mała popularność za sprawą dokonań pisarskich, a w 2014 roku Dorota Masłowska rozpoczęła muzyczną działalność i znów o niej usłyszano. Pod pseudonimem Mister D. wydała solowy album muzyczny – „Społeczeństwo jest niemiłe”. Tytuł płyty jest adekwatny do (lekko mówiąc) nieprzychylnych opinii jaką zdobyła. Utwory takie jak „Chleb” czy „Hajs” to kwintensencja kiczu. Oczywiście głęboko wierzymy, że Mister D wiedziała co robi, ale dla nas jej „Chleb” jest niejadalny i „Hajsu” też nie przyjmujemy.
Miley Cyrus
Kolejne po Justinie Bieberze „cudowne dziecko” showbiznesu, które, wbrew pozorom nie do końca zasługuje na krytykę. Potępiać można ludzi w pełni odpowiedzialnych za swoje czyny, natomiast zarówno Justin, jak i Miley to nic innego jak bezwolne marionetki w rękach wytwórni muzycznych, decydujących o tym z kim określona gwiazda ma się spotkać, co powiedzieć i jak się zachowywać – wszystko w celu osiągnięcia jak największego zysku. Nie inaczej było w przypadku Cyrus – dziewczyna udowodniła, iż biznes muzyczny jest dla niej stworzony, bo potrafi tak zatańczyć, jak jej zagrają (i kogo każą zagrać). Hollywood powszechnie uważa się za krainę rozpusty, pełną degeneratów o przetrąconym kręgosłupie moralnym. Na szczęście znalazła się Miley Cyrus, osoba będąca (na potrzeby mediów) cnotliwą oazą na bezwstydnej pustyni. W życiu zawodowym grała uroczą dziewczynę z sąsiedztwa, której alter ego to Hannah Montana, nastoletnia piosenkarka (oczywiście stroniąca od kontrowersji). W życiu prywatnym natomiast stanowiła uosobienie przyzwoitości, pragnące zachować dziewictwo do ślubu, w tym celu nosiła nawet pierścień czystości. Szefowie wytwórni uznali jednak, że bezgrzeszność jest passé i trzeba obrócić wizerunek o 180 stopni. Tak też się stało: wulgarny język, skąpy ubiór połączony z wyuzdanym tańcem na gali Video Music Awards, obrażanie osób chorych psychicznie – to teraz chleb powszedni młodej „gwiazdy”. Jak wiadomo: jest to cnota nad cnotami trzymać język za zębami. Cyrus ją właśnie straciła, wkrótce pewnie przyjdzie czas na kolejne.
Jocelyn Wildenstein
To jedna z mniej znanych osób, które zasłużyły sobie na wątpliwy zaszczyt zamieszczenia w tym zestawieniu, choć pewnie wielu z was słyszało o kobiecie-kot. Nie mówimy tu o tytułowej bohaterce pewnego filmu, gdzie główną rolę otrzymała Halle Berry, a o ofierze licznych operacji plastycznych. Wildenstein jeszcze w latach 70. ubiegłego wieku była zwykłą dziewczyną. Wszystko zmieniło się w momencie, gdy do głowy naszej bohaterki wpadł szalony pomysł, który kosztował ją ponad cztery miliony dolarów i oszpecił. Otóż postanowiła za wszelką cenę upodobnić się do kota, aby zatrzymać przy sobie męża, milionera Aleca N. Wildensteina, który był miłośnikiem tych zwierząt. Później Jocelyn wpadła w nałóg ciągłego „upiększania się”, co okazało się dla niej destrukcyjne.
Kim Kardashian
Upiększanie bynajmniej nie wpłynęło destrukcyjnie na celebrytkę, która ostatnimi czasy przoduje w bulwarowych mediach, dzięki promocji tylnej części swojego ciała. Kim Kardashian, córka amerykańskiego prawnika ormiańskiego pochodzenia nie poszła w ślady ojca. Uznała, że nie stanie się sławna dzięki noszeniu togi, ani żadnego innego odzienia. „Gwiazda” znana dotąd z występu w reality show pt. „Keeping Up With the Kardashians„, opisującego życie rodzinne Kim, oraz seks-taśm zgłębiających aspekty jej życia intymnego, tym razem przykuła uwagę mediów dzięki okładce zimowego numeru kwartalnika „Paper”, na którym prezentuje swoje nagie pośladki. W niecały tydzień witrynę serwisu odwiedziło 11 milionów użytkowników, co z pewnością nie pozostanie bez wpływu na stan konta „artystki”. Kim Kardashian udowodniła, że dać (sfotografować fragment swojego) ciała, to nie znaczy odnieść porażkę (przynajmniej w kwestii finansowej).
Anders Breivik
Last, but not least, człowiek, który… miał misję do wypełnienia. Tak przynajmniej tłumaczył mediom, ale jak wiadomo dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane. O ile w przypadku wymienionych wyżej celebrytów groźby pozbawienia życia brzmią zdecydowanie na wyrost, tak norweski „mesjasz” zamiast wymierzonego przez sąd wyroku 21 lat pozbawienia wolności (w miejscu oferującym warunki godne pensjonatu) bardziej zasługuje na 15 sekund prądu o napięciu 2000 V, przepływającego przez jego ciało. Anders Breivik, bo o nim mowa, podłożył bombę przed biurem ówczesnego premiera Norwegii Jensa Stoltenberga. W wyniku eksplozji zginęło 8 osób. Następnie udał się na wyspę Utøya, gdzie otworzył ogień do obozujących przedstawicieli młodzieżówki Norweskiej Partii Pracy. Liczba ofiar zwiększyła się o 67. Wymieniona na początku akapitu „misja” miała na celu walkę z prowadzoną przez władze Norwegii polityką wielokulturowości, chociaż biorąc pod uwagę fakt, iż wśród ofiar znalazły się osoby noszące tak „egzotyczne” z norweskiego punktu widzenia nazwiska jak Ødegaard, Bjørkavåg, czy Johansen, można mieć wątpliwości odnośnie rzeczywistych motywów. Faktycznym powodem stanowiącym motor dla owych zbrodni była chęć zwrócenia na siebie uwagi, a w multikulturowym, lewicującym społeczeństwie Norwegii najłatwiej zyskać rozgłos właśnie kreując się szowinistę. U Breivika stwierdzono narcystyczne zaburzenia osobowości, co dało się zaobserwować zarówno w trakcie transmitowanego przez stacje telewizyjne (sic!) procesu (wygłoszenie przemówienia, w którym mienił się obrońcą swojego kraju), jak i po jego zakończeniu, gdy media informowały o jego skargach na „nieludzkie traktowanie” w więzieniu, mające się objawiać niewystarczającą ilością gier na Playstation, czy brakiem dostępu do komputera.
Uwagi: * jeden z fragmentów napisanych przez Aleksandra Sarotę
Autorzy: Aleksander Sarota, Piotr Ziembiński